Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Rozległ się dźwięk aparatu telegraficznego. Książę Hubert zaczął odczytywać depesze.
— To przepływa eskadra rosyjska — zapytuje fortecę przy Bosforze, czy nie zechce rząd Otomański jej przepuścić — chcą płynąć przez Sueski kanał, zapewne do portu Artura! —
— Wszystko jedno, nie zdążą — rzekł Litwor.
Te trzy noce będą ważne w dziejach świata.
My robimy rzecz najwspanialszą, jakiej można dokonać:
olbrzymowi wysłoneczniamy jego myśl.
Rosja może zatryumfować, ale inaczej.
Kapitan Czibisow jest już przekonanym naszym druhem. Powiedział to swemu oficerowi, lecz ten kazał torpedowcowi nas ścigać. Kapitan dogorywa — jest suchotnikiem. Duch jego z tamtego brzegu wkrótce spojrzy i pobłogosławi. Nie płaczę już.
A teraz, panowie, czas spocząć wam. Ja zostanę jeszcze przy sterze. Wracamy do kraju. Bądźcie spokojni — maszyna do wytwarzania powietrza nie ustanie. —
Książe Hubert ułożył Arjamana w krześle wygodnym, zmieniającym się w otomanę.
Wkrótce cisza absolutna. Mag Litwor zgasił reflektor, oświetlający głębiny i drogę przed łodzią. Widać ufał swym zmysłom magnetycznym, iż go ostrzegą przed rafą zdradziecką lub tonącym statkiem, z którym łódź mogłaby się zderzyć. Tak mijały ciche godziny nocne w tajemniczych głębinach.
Nareszcie łódź wychynęła na powierzchnię. Mag Litwor uchylił klapy stalowej.
Morze było zmienione w karmazynowy ogród ruchomych gorejących klejnotów. Lub nie, raczej były to potoki krwi na mrocznych piekielnych głębinach.
Wielkie, jak tarcza Achillesa, słońce wytoczyło się już