Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Epipsychidion toną w kontemplacji potężnego cudu, który przedstawia o zachodzie złońca Morskie Oko.
Rzekł wtedy Mag Litwor słowa, które przeszyły jak miecz o siedmiu astralnych płomieniach, serce Arjamana:
— Mam lat już sto, rzekł Mag, mimo iż wyglądam jak ty, młodo. Moc, która mnie utrzymuje, nie jest zależna tylko odemnie i może już prędko wybije mój dzwon mogilny.
Pamiętaj, Arjamanie, że musisz teraz całą duszę swą wytężyć, by dosięgnąć Odrodzenia.
Musisz moim być pomocnikiem — winien też jesteś wspomnieć o dziedzictwie twym — Zamku Krzyżtoporskim.
Zali Cię nie znam, Witeziu, który ukryłeś się pod swobodną, lecz straszliwie bolesną maską Arjamana?
Dzwon mój może każdej nocy uderzyć. Jeśli odejdę —
a Ty nie pochwycisz żagwi płonącej bez dymu —
biada Polsce!
biada i duszy Twojej, witeziu!

Niewidzialne już za horyzontem Słońce zagasłe — prześwietla rubinowym djademem granity dzikiego zwału Siedmiu Granatów, fortecę niezmierną Żabiego, spadzistą otchłań Rysów.
Migocą te potworne skały, jakby wewnętrznym płomieniem tlących się kruszców, czerwienią, jak żelazo w ogniu złocą się, jak prastare bizantyjskie Madonny w ponurym podziemnym kościele, gdy rozżarzone węgle rzucą na ich twarze krwawy połysk przez chmurę kadzielnic; — zalane falą fjoletową, jak obrzeże szat rzymskich dam we freskach Pompei — wstępują w epokę niesłychanej, wywalczonej przez duchy groźne ametystowej potęgi imperatorów. Kró-