Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/183

Ta strona została przepisana.

mieliśmy wszyscy trzej sposobność czytać w księdze, przykutej łańcuchem w Turowym Rogu, a będącym kroniką, same metafizyczne dywagacje!
A to ładny kusz! ludzie zasługi — pan senator i marszałek Mogilnicki, mierniczy Wydziału krajowego pan Zimorodek, milioner p. Muzaferid i skromny wasz sługa — nie zgrywają w Tatrach żadnej roli, zato gada się tu ciągle o Maghusie Litworzu?!
Ktokolwiek ten urok czy umozejście masowe sprawia — byłby on — wykrztuśmy słowo — szarłatanem!! —
Od wykrztuszenia zatrzęsły się szyby w budynku sąsiednim góralskim, obok którego na płocie i na pniu toczyła się rozmowa.
— Hem! jakie nam odpowie na to kronikarz Anonimus? czy odpowie wogóle?
— Odpowie. —
Ale nie mógł kronikarz przyjść do słowa, bo pan Zimorodek wyciągnął z kieszeni Arjamana pryzmę szklaną i wzniósł ją do oczu — i oczy jego szaro wymokłe zrobiły się kolorowe, jak piłki.
— Nie trzeba, nie trzeba, nie trzeba! oto jest! oto jest powód, zarazek, prima causa, narzędzie obrazy, symbol. Hi hi hi! weź panie kochany tę pryzmę — spójrz na ten krajobraz — jak Boga kocham, drzewa w tęczy, trawa jak u naszego wibrysty malarza kochanego Kaktunia; kucharka z pomyjami, idąca właśnie, wygląda jak Boga te — kocham — niby ballerina z zaklętym świetlanym kubłem pod emanacją ręki —
czekaj pan, na pana spoglądam, panie Euzebiuszu —
i jak Matkę rodzoną kocham, jesteś pan poprostu wzniosły —