Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Rzekł Mag Litwor:
„Wesel się na wyżynach i dawaj innym tę radość“.

Był w Warszawie wśród tłumów burzących się, jak podrażnione pszczoły, szukające Matki. Rzucał wszędzie posiew słów Maga Litwora, czytał wszędzie jego Złote Orędzie. Tłumy zaczynały już rozumieć.
Potem, na jeziorze Trockiem w ruinach Kiejstutowskich, zebrał lud i mówił.
I lud miał go za jednego z rycerzy Wawelskich, którzy powstali, chciano go okrzyknąć swym Jasińskim, ale Arjaman zniknął z pośród tłumu i gnał pociągami nad morze Czarne, które omywa skały Tatr.
W Bahczysaraju mówił z derwiszami i mówił z czcigodnymi sędziwymi tatarami, którzy dziwili się, że język ma tak słodki — i którzy opowiadając o klęskach swego oraz polskiego narodu, wciąż dodawali: Chwała Bogu! Ałłah Kehrim! I wziąwszy wielkie przysięgi, odjechał na Kaukaz Tatrzański, gdzie był przykuty niedawno jeszcze Prometeusz. Tam przebywał w miastach, mówił z nauczycielami, z redaktorami i z wojskowymi.
Tam błądził też sam w nocy po tym ogrodzie wśród czeluści skalnych, gdzie tęskniła Astrit, Królewna z Norwegii, zanim zabitą została przez kawiarnianego tragika. Wyruszył w góry, które są za lodowcem Morteraczu do wspaniałych bitnych plemion dawnych rycerzy krzyżowych, którzy zabłądzili w tych cieśninach i zostali tam na zawsze.
Wschód wiał tu zupełny, a zamiast kłamliwych dyplomacyj zmierzały zbrojne dłonie do uścisku z Lachem.
Cudowne były momenty, gdy widział tych rycerzy ćwiczących się zbrojno w lasach.