Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/206

Ta strona została przepisana.


Bóg! jest Bóg! do niego się pięły tytany law
i zdumione stanęły przed gwiazd huraganem
i czytając księgę djamentowych praw,
umilkły — w zachwycenia morzu nieprzejrzanem.

Ja mrok — ja smutek — ja bezmoc — a jednak też bóg!
............
mozajki gwiazd na czarnych wniebowziętych szczytach!




Książycu! przy ołtarzu chmur — wieszczku i kapłanie —
daj mi sny — tak skrzydlate — samotne — przejasne —
bym zapomniał, że idę w wyklęte otchłanie,
iskrząc się męką ognia — aż w dymach zagasnę!
............
............
Ciemne drogi me!
wysrebrzone —
ukochane —
wycałowane przez księżyc!




RÓŻANY OBŁOK.

Z gór mówię białych przy zachodzącem słońcu.
Mrocznieją głazy olbrzymie, idą na wasz gród.
Nie oszczędzą sadów, ni minaretów.
Złote wieżyce legną w ruinach, na dywanach smyrneńskich pokrwawią się głowy.
Nałożnice w plusku fontann usłyszą z poza wysokich ścian ogrodu huk ciężki zstępujących olbrzymów.
Miasto, jak garść brylantów migocąca w marmurowej misie, rozbłyśnie tysiącami ogni tych, co zbudzeni będą pytać i zmilkną.
— — — — — —
Ale On patrzy na obrady geniuszów w sali mrocznej gdzie sądzą.