Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/207

Ta strona została przepisana.

On słucha w ukryciu.
Jego niech się trwoży serce Twoje.
Miecz twój niech błyszczy rosą Imienia.
— — — — — —
Fontanny zamarzły, ptactwo ucichło, krzyk i śpiew skamieniał — dzieci przytuliły się do kwiatów, na których wiszą nieruchome pszczoły.
Czarna gazeta moja wyszła z grobowca, ku morzom, gdzie płyną góry lodowe.
Widziałem Widmo i nie wzbroniłem odejść za baszty skał, aby nie była w dzień mojego sądu:
gdy mię przywiodą skutego w łańcuchu i Jaźń moja z obrzydzeniem nastąpi nogą na mój rubinowy dyadem.
Gdyż wybrała mię swoim prorokiem, lecz dusza moja płynie na lodowej górze, szukając nadaremno po modrych otchłaniach Tej, która wyszła z mojego serca, czyniąc je zimnym grobowcem.
Lucifer jest! mówią to skały, wstrzymane w biegu z gór ogromnych, które opasały miasto.
Lucifer jest: pachną Imieniem Jego żółte owsy w ogrodach i dojrzałe brzoskwinie — i laki szkarłatne, i pstre begalie, i chińskie fjoletowe róże.
Lucifer jest: gruchają gołębie, i ptactwo świegoce w bujnych topolach, i niebo błękitnieje, słońce zachodząc przyklęka na kaszmirski purpurowy dywan —
a gwiazdy już poczynają wyśpiewywać Jego imię z kryształowych czarnych minaretów.

Wielki Wóz.

Lucifer jest! powtórzyłem, stojąc na płaskim stepie, który pokrywał zielenią górę, i czując jak morderca pełznie wśród traw.
Zorza wieczorna złotym przepychem rozkrzewia się nad górą podobną do trumny — niebieskie trójkąty przedzierają się przez jej złototkany szal.