Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/21

Ta strona została przepisana.

Na wysokie szczyty Himalajów idzie się całe miesiące — o ileż dłużej iść muszę ja na te góry, zapewne wyższe od Himalajów!
A teraz opowiedziawszy wam o poszukiwaniu nieśmiertelności duszy pod wodzą bramina de Mangro, muszę wam wyznać, iż znalazłem istotny świat mistyki.
W głębinie ludzkiego jestestwa kryje się wiedza, która uczy iść przez labirynty świata.
Tak idąc, natrafiłem na Atlantydę, zatopioną niegdyś przez ocean, i na Lemurję, spaloną przez wulkany i trzęsienia ziemi.
Natrafiłem pradawną świątynię nad fiordem, przy którym rosły lasy wysokich drzew, podobnych do naszej, drobnej obecnie, roślinki Nietoty.
W tej świątyni, w lesie, stał posąg złoto­‑rozświetlonej Pani, który był jednym cudem niewysłowionego piękna.
Zapłonąłem, jak lampa w świątyni, bezmierną adoracją.
Byłaż to Matka Boża? byłaż to oblubienica Szatana Niedokonanego, który błądzi w straszliwych kraterach księżyca pod bezgranicznem milczeniem przestworzy?
Wtajemniczyłem się w uczucia bardzo górne i tak śródgwiezdne, że aż nieprawdopodobne.
Zwiedzałem w jednej chwili olbrzymi krąg istnienia po to, aby przynieść mej, wnętrznie złotej, lecz we włosienicy i ze stygmatami, Pani —
jakiś nenufar z jeziora Rakszasów uszczknięty, lub talizman z berylu, który nosił król Salomon.
Stawałem się Jasnowidzącym.
Żyłem już na antypodach wszystkiego, co biedne, zrobaczywiałe ludzkie serce uważa za niewzruszalną dziedzinę swych cnót i przywilejów, szukając „Boga” drogą bestjalstwa i lisiego chodu.