Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/210

Ta strona została przepisana.

Przepaści wężem złowrogim przeryły ogród, żlebem kamiennym zapadają w głębinę piekieł.
Potok to rwie się huraganem jęków, to wypełnia milczeniem zimne bezdenne jeziora.
Niewidzialne ropuchy i kameleony, gnieżdżące się w wilgotnych jamach, gadały ze sobą.
Księżyc przyświecał przez mroczne tysiącoletnie lasy cedrów.
Na szczycie niedostępnej góry migotał zamek łuską lśnień.
Słuchałem bębnienia ropuch i szeptu kameleonów, które obsiadły w leju skalistym mgławe jeziora.
Myślałem o tych, co błądzą zamknięci w pieczarach.
Sam byłem — księżyc już zapadł za góry — chłodne milczenie nastrajało swój instrument przerażenia i rozpaczy.
Myślałem — jakie są tajemnice Boga, kiedy je ukrywa przed sobą samym?

Przyległszy twarzą do granitowych wschodów świętego stawu — przysiągłem Tobie, Duchu nieogarniony — —
Czemuż przerywam milczenie?