Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/219

Ta strona została przepisana.

Józik wpadł w rozpacz — coś przejrzał.
Teraz wyrzucał sobie, że jakby on był jak się patrzy chłop, a nie pijanica, — Jerneścia by nie zatraciła się i nie umarła!
Coś w pół roku i on poszedł za nią.
Został chłopaczyna, szpetny, jak jego ojciec, kochany do szaleństwa przez matkę, póki żyła.
Jerneścia całą majętność swej młodości przemieniła w miłość do tego chłopca, lecz musiała go opuścić, idąc do Matki Ziemi na nowe przeobrażenia.
Taką była Manon Lescaut Turowego Rogu.

Kielo ta pani głupia! Burgrabią Turowego Rogu był zwarjowany góral Gandara.
Chodził se po słonecznych galerjach — przytupywał wesoło; kiedy był rad, śpiewał piosnki z dzikim hipkaniem —
a kiedy głód go dojął i ujrzał Mistrza Teodoryka, pytał:
— Dali wam jeść?
— Dali.
— A mnie nie dali!
Gandara miał się za władcę niepomierzonych obszarów, niby Hamlet, lecz nie zamykał ich w skorupie orzecha. On widział je — on okazywał na całe Tatry: — syćko moje!
Na dzień jeden zaszedł po drodze do Turowego Rogu.
On i warjat Gandara dosyć się lubili, choć Arjaman nie miał dla niego uczuć rzewnych, bo widział w nim jakiś swój prototyp. Usiedli więc.
Raz przed samą śmiercią usiadł z Arjamanem na słonecznej przyzbie i, przyśpiewując, tak gadał Gandara: