Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Wstąpiłem na drogę jedyną — Jaźni.
I zaiste, wraz z wielu świętymi i mędrcami na świecie, dosięgnąłem góry Meru, gdzie już na wirchu są indyjscy bogowie i dawne wielkie tytanobogi Hellady, prażywiołowy Światowid, oraz Druidy i Guślarze słowiańscy — wtem, kiedy już miałem kroczyć ku Ostatniej Wiedzy —
ujrzałem biedną dziewczynę żebraczkę, która zamiast oczu miała dwa krwawe oczodoły.
Lecz twarz jej była piękna i cicha.
Litość niezmierna wstrząsnęła mym sercem. Wziąłem ją za rękę, powiodłem ku leśnym kwiatom, grałem jej na harfie — i ona zaczęła mnie uwielbiać, jak samego Indrę.
Wkrótce jednak obmywszy oczy źródlaną wodą, obmyła tak dokładnie czerwieniejący je dotąd karmin, że spojrzała we mnie wielkimi błękitnymi oczyma z tysiąca i jednej nocy.
To jednak odzyskanie wzroku przypisała czarom miłości — i ja, naiwny, uwierzyłem w to.
I nie opowiem wam nic już nadto, iż ta litość nad istotą, której ludzie jakoby wypalili wzrok, doprowadziła mnie wkrótce do czynów szalonych.
Znalazłem się w więzieniu i miałem być rozstrzelany. Lecz w nocy ujrzałem cudne zjawisko: jakaś moc wzięła mnie za rękę i wywiodła skrytem wyjściem podziemnem, a potem jarem leśnym. Tam rzuciła mi się na szyję żebraczka, która była niczem innem, jak możną czarownicą — i jedną z cór Króla Wężów. I księżniczka Azudem (bo tak się zowie) dała mi zaczarowany sygnet. Powiodła mnie w jaskinie świetniejsze, niż tysiąc i jedna noc w opowieści Szachrzadé. Wśród przesyceń haszyszowych rzuciłem pierścień do wulkanu. Jaskinie cudne zmieniły się w ohy-