Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/221

Ta strona została przepisana.

I młotem biją, a taki huk, że jak uderzy młotem, to wszyscy głuchną w Zakopanym.
I tak mu straśnie dzwonili, kując na nim.
Rano nie chce nikt wejść do kościoła — tak się brzydzili grzyśnikiem.
Ale Ksiądz wszeł:
widzi go, iże klęczy w kole.
I nie pytał już więcej, dał mu rozgrzysenie. On wiedzioł, kielo musiał wycierpieć tę noc. To już mu więcej potrza nie było! — —
I śmiał się Gandara do Słońca, które ogromne blaski rozsiewało na lazurowy przepych zimowego krajobrazu Tatr.
Gandary znaną jest historja.
Mędrzec Zmierzchoświt rzekł mu: napisałem o was książkę.
— A co to? spytał.
— No, jest taki człowiek, nazywa się Gandara.
— Jak śmieliście? to jeno Żydzi wołają Gandara! a ja, się zowię Adalbertus Łukascyk z Murza Sichla!
— — — —
Kiedy te słowa Kronikarz Turowego Roku pisze, wicher okrutny duje za ścianą, — tam idzie Gandara już nieboszczyk:
prosty jak był starzec, wyglądający na młodzika hardy — nieprzystępny.
Kiedy go pokrzywdzili, zabrali mu grunta orne, na których wysiewu miał 23 korce, i łąki szmat, i lasu godnie, i z chałupy wygnali mu dzieci i żonę za jakiś mały dług 3 korcy kartofli, cztery razy zapłaconych u Żyda, a bez kartki —