Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/230

Ta strona została przepisana.

Tak, jest Polip, który ssie duszę świata:
obrzydłe Przeznaczenie ze skośnemi oczyma handlarza ludzkim towarem, z rurką zamiast nosa, z gębą ukrytą między strasznemi ramionami...
I jakże to nazwać — ten Absolut, tak niepodobny do ciszy lodowców Getego, do piorunowej na cherubimach toczącej się chmury Mojżeszowego Boga?... Czerwony śmiech — Czarne Maski — Bezdno — jak nazywali autorowie rosyjscy? Karma, jak mówią teozofowie? Czy też „Cosik“, jak nazywała Wieszczka Mara?
Z pól śmiertelnych Mandżuryi wyniósł Arjaman życiową wolę walki z tym Przeznaczeniem.
Nie pozwolić, aby od szachrajstwa różnych „Bezobraznych“ panów zależały losy kroci tysięcy tego boru ludzkiego.
On czuł się witeziem, który nie żądał już niczego dla siebie.
Nad grobem Gandary rzucił Arjaman kilka jedlin do jamy, rozmyślając, jak innych witeziów w Tatrach przejmie tą samą mocą, jak też Zolimę postawi na straży Tatr, wiedząc, iż bez niej stanie się tu coś potwornego, jakiś drugi Bezobrazów z jakimś nowym Abazą wywołają wielką niepowetowaną narodową klęskę.
Słońce, wracające krwawo do swej kuźni, przypomniało mu północne sagi o rycerzach­‑bogach prastarej Eddy — i o tej kuźni, która jest pod Ornakiem.
Przy kolacyi u Wieszczki Mary spotkał księcia Huberta, który mając pewne względy dla Arjamana, chciał koniecznie jednak uczynić go człowiekiem arrivé.
Gniewało go to, iż Arjaman mogąc zdobyć Zolimę, trawi się tajemną męką, zagłuszając ją (tak sądził książę) różnemi metafizycznemi Donkiszoterjami.