Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/25

Ta strona została przepisana.

miał zamiaru; w tym lesie znalazłem krzewy górskich rododendronów [bardzo ukryte są, upewniam Was]!
Za lasem tym była mała wioseczka, którą ominąłem, dziwiąc się, że na takiej wyżynie ludzie mają bezczelność zakładać swą powszednią egzystencję.
Ominąłem wioskę zdaleka, kryjąc się gałęźmi, aby mnie czyje złe oko nie urzekło.
Wszyscy ludzie mają złe oczy, nieprawdaż? (mnie nie potrzebujecie się lękać, ja nigdy nie uważałem się za człowieka)!
W dali za wielkimi głazami ciągnęły się hale, na nich zaś rosły kwiaty różowe, zasłonione pajęczyną, zakryte, jak mniszeczki w żywym grobie, który same wyprzędły.
Usłyszałem kroki idących górali, na noszach kobietę leżącą nieśli z tych gór niżej ku wiosce. Wiedziałem, iż wieś ta była kumańska: są to rozbitki z dawnych połowieckich kucz, niegdyś tu chrzczeni przez świętego Jacka, przez którego ułożony słownik języka Kumanów zachował się dotąd w Podolińcu. Lecz ci górale kumańscy byli pijani — nosze chwiały się w ich rękach, oni zaś przeskakiwali głębokie żleby, nie dbając, jakie wrażenie na leżącej wywoła ich tępy, choć zawadjacki chód.
Kobieta skinęła ręką i wyszła z noszów. Nie miała pono sił iść, więc usiadła między bożym zielem. Chłopy rypnęli ku chałupom. Nastała cisza.
Nie zbliżałem się.
Miłosiernicy wyszperowują niedolę, niby ukrytego świstaka, aby jego sadłem wdzięcznym natrzeć swą zazwyczaj morsowatej grubości skórę; któż wyleczy powszechną ludzką udrękę, pochodzącą z tego, że się związało duszę w wielki gordyjski węzeł głupoty? czyż miałem takiej, co znalazła się nareszcie sama w mroku pod płomieniami gwiazd, przysu-