Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/254

Ta strona została przepisana.

Rozgwarno, wesoło zaczęła się toczyć gawęda, w której Arjaman udziału, mimo wszystkich wewnętrznych protestów i przekonywań się, nie brał. Książę Hubert, odgadujący w lot sytuację zbyt mrocznych i ciężkich chmur w umyśle Arjamana, zaczął opowiadać anegdotę, której cała młodzież i wogóle ludzie weselsi i uważający zawsze księcia Huberta za duszę towarzystwa, wysłuchali z nabożeństwem, pełnym wykrzykników i gaudiumu.
— Hrabia August, mój najstarszy przyjaciel, z którym część ciemniejszą moich nocy spędziłem, był zapewne nieco wyuzdanym, jak na naszą mieszczańsko­‑bezzębną epokę, ale miał dużo zdrowego rozumu.
I raz, kiedy nudził się w Warszawie podczas kanikuły, spotyka się ze mną, jeszcze młodziutkim księciem z Litwy; wspomniałem mu w rozmowie, iż są tu damy ze wsi bardzo przyzwoite, „ale bo ty, mój hrabio, zaraz je zrazisz swym cynizmem“.
— Nie!
— Kiedyż bo nie można tobie ufać!
— Hrabia August pokaże, iż jeszcze wie, co to jest dobre wychowanie! Masz moje słowo. —
Zaprosiliśmy damy na kolację.
Hrabia August przyszedł z wielkim dogiem, który, jak wiadomo, jest prawie goły.
— To coś nieprzyzwoitego, rzekła Zolima, aby nie gorszyć maleństw, proszę tu przy mnie usiąść i pocichu dokończyć. —
Całe towarzystwo chórem zaprotestowało.
Więc ciągnął książę Hubert:
— Mówi hrabia o teatrze, nie klei się rozmowa. Damy się jąkają, zresztą zdania ich są okropne — takie ot z Zawierchłepia, czy z innego Kiepiska! Mówić poczynamy o wsi, damy zaczynają poziewać! Tak trwa z pół godziny, aż ja,