Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/255

Ta strona została przepisana.

oblany zimnym potem, wychodzę. I dalej odbyło się już bezemnie, w sposób następujący:
Hrabia August nagle przysuwa krzesło do jednej z dam uderza ją w kolano i rzecze: „patrz no pani, jak mojemu psu jest do twarzy z tej i z tamtej strony!“
Powstał śmiech i wesołość, jak teraz w szanownym towarzystwie; kiedy ja, zbyt młody i niedoświadczony jeszcze w Ars amatoria, wróciłem, gadali już najswobodniej o rzeczach, które jedynie ludzi obchodzą. Nieprawdaż, panno Zolimo?
— Jeżeli pan się zalicza do ludzi, ja wyrzekam się chętnie tego zaszczytu, odrzekła, mierząc księcia niezbyt chłodnym wzrokiem.
Lecz zaiste huczny i Rejowski zrobił się nastrój, nie mogły tu rosnąć i pęcznieć kaczany gniewu.
I właśnie zeszła rozmowa na króla Ludwika II w Bawarji, gdyż panna Zolima, koczująca wiecznie i tym przyzwyczajeniem tak miłe wiążąca tradycję Gobi z wymaganiami towarzystwa najwytworniejszego z Hyde Parku, jeździła niedawno zwiedzać zamki w Neuschwanstein, Chiemsee i Lindenhof.
Mówiła Zolima:
— Zamki są bankierskie, zimne i nadęte. Król Łabędź chorował na mańję wielkości wraz z absolutnym upokarzaniem się przed skabotyniałym mistrzem Wagnerem lub aktorzyną Kaintzem, do których pisał nieprzyzwoicie czułe listy.
Opętany ideą wagnerowską wskrzeszenia dawnych rycerskich cnót, król Ludwik miał się za Parsifala.
Ale to było zawsze dekoracyjne i aktorskie —
czy pan słucha, Arjamanie?
Zamki jego były w stylu tego opętania.