Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/262

Ta strona została przepisana.

— Ja wiem, ze to nie jest dla Pana, to Pana może tylko poniżyć. Zresztą, Pan głęboko jest przywiązany do swej chaty i ma swoje własne przeznaczenie. Mówię dlatego, żeby Pana prosić o wielką braterską opiekę nad Zolimą.
— Cóż jej zagraża? —
Wieszczka Mara niemal się dusiła, nie mogąc wymówić.
— Jest tu jedna rzecz tajna i potworna. Xiążę Hubert należy do stowarzyszenia Czarnych Magów, czcicieli Djabła. Mam teraz pewność, że i Zolima. Dowiedziałam się o tem w ostatniej chwili. Każdy, kto będzie miał znak Bafometa, będzie mógł wejść. —
Zdumiał się Arjaman, bo niedawno bez żadnego powodu mówił istotnie Xiążę o Bafomecie...
— Tu jest ten znak. Wierzę w Pańską siłę i odwagę. Czy mogę liczyć na przezorność?
— Jaką?
— No, żeby Pan sam nie zginął — i —
— I?
— i żeby Pan nie dał zginąć Zolimie.
— Wolę nie brać żadnych zobowiązań, nie chcę też wchodzić tam nie wzywany. Ale i tak ja niewidzialny to zebranie będę widział. Gdzie ma się odbyć zebranie — ta Msza Czarna?
— W kaplicy, która jest przy zamku Muzaferidów. Trzeba spieszyć tam. To będzie przed północą. A jest pięć mil i już zachodzi słońce. —

Po morzu pędziła łódź Arjamana. Schwyciwszy silny wiatr, łódź gnała z szybkością rozpędzonego ukraińskiego kłusaka.