Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/263

Ta strona została przepisana.

Lecz trzeba było okrążać długi cypel leśny i skalisty, aby zmierzyć ku zamkowi Zolimy.
Późną już nocą podpłynął pod Zamek i z trudem wylądował na wspienionych dziko ryczących falach u brzegu.
Zmęczony nieco i w gorączce piął się po upłazach skalistych, otaczających wieńcem lesistą zamkową górę.
W Arjamanie tętniła wrodzona mu energja.
Teraz weźmie cały umysł Zolimy, wstrząśnie nim i postawi jak pochodnię, wyżej niż był nawet on sam. Czuł w sobie tak olbrzymią potęgę uczucia i woli, że mógł tem obdzielić i wyzwolenie Polski i wyzwolenie życia Zolimy ze satanizmu.
Myśląc to, zatrzymał się — bo mu się zdało, że jakaś dziwna roślina owinęła mu serce i nie puszcza.
On tę roślinę rwał i szarpał z korzeniami, chcąc iść dalej.
Na rozerwanych łodygach świeciła jego krew ze serca.
Wszakże tak strasznie miłował chatę swą, lecz jednocześnie tak cierpiał tam!
A trzeba być szczęśliwym! to małoduszne, mając do wyboru Xiężniczkę Morza z jej demonizmem —
zostać przy swej tęsknej, spoglądającej w mistyczną dal, chacie!
Szedł prosto ku wielkiej wieżycy, która nie przytykała do zamku, lecz była resztką dawnego minaretu. Na dole jej było światło, a im był bliżej, tym słyszał wyraźniej grające organy.
Widocznie Matka Zolimy, chrześcianka, kazała tu urządzić kaplicę. Muzykę poznał: msza Bethowena, lecz przetworzona na język upiorów. Drzwi Kaplicy zamknięte.
W pobliskim lesie stało tilbury i uwiązany koń pod siodłem. Nikogo przy koniach. Konie miały pyski owiąza-