Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Postać mroczna w witrażu poruszyła nagle obojgiem skrzydeł, mrok rozsiekany piorunami ją otoczył, z otwartego okna zesuwał się czarny cień, nawałnica dżdżu zgłuszyła krzyk Arjamana.
Mangro, ścigając Zolimę po kościele, pchnął ją nakoniec w trumnę, jakby w łożnicę Afrodis piekielnej. I kiedy nachylił się nad nią w przemierzłej zbrodniczej chuci, jakby dwie rzeki, unikając się, nagle się zeszły w cieśninie gór, z za ołtarza wybiegła jakaś olbrzymia kobieta i nakryła Mangra makatą. Baron wydobył sztylet i bronił się, lecz postać tej kobiety, czy demona, ze straszliwą siłą wyrwała sztylet, i zmiażdżyła opór nogi de Mangra, którą on odpychał wieko trumny.
Potwór sznurami owiązał trumnę, nożem szerokim z szybkością błyskawiczną zrobił trzy nacięcia dla powietrza tych, co byli wewnątrz.
Gromnicę zgasił wicher burzy, w mroku kościoła zrobił się zgiełk — kiedy zapalili na chórze światła i przybiegli, gdzie trumna stała, już jej nie było —
już nie było nikogo tam! wyjściem sobie tylko wiadomem ten potwór musiał wynieść trumnę. Dokąd? Arjamanowi zdało się, że słyszy głuchy jęk i pięści bijące w lochu.
Wtem nastąpiła rzecz w górach jedynie możliwa.
Nad kaplicą wznosił się skalny wirch. Zapewne siłą burzliwego wiatru popchnięty głaz zleciał z wyżyny. Głaz odbiwszy się kilkakroć o ziemię, jakby wyrzucony z katapulty pocisk runął w dźwierze kaplicy dębowe okute. I w jednej chwili rozwarły się, bo pękły żelaziwa, posypały się trzaski i obłok rozpylonego głazu. Arjaman, wychodząc z kaplicy,