Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/269

Ta strona została przepisana.

ujrzał zgromadzonych tam czcicieli Djabła, nieruchomo oczekujących jego zejścia.
Odpiął szybko klamry, spinające krzyż nad kryptą. Arjaman straszny w gniewie, mógł z zimną krwią zasztyletować de Mangra. Lecz teraz chodziło jeszcze o Zolimę, o cześć dla Turowego Rogu, o miłość tak długo wynoszoną na wyżyny dla księżniczki Morza!.. Nim dobiegł do podwórza meczetowego, usłyszał turkot tilbury i mimo całej szybkości, zdołał tylko ujrzeć potworną kobietę, która stała w powozie, trumnę gniotła kolanem, a drugą ręką trzymała lejce. Konie targnęły odrazu i pojazd, jak wicher, pognał drogą z góry.
Arjaman pośpieszył wziąć jednego z wierzchowców, lecz tętent koni rozbiegających się po lesie, oznajmił, iż uzdy były przecięte. I zaiste, na drzewach wisiały kawałki rzemieni.
Burza milkła, choć błyskawice wciąż rozświetlały góry w ich królewskim majestacie. Arjaman teraz dopiero zauważył, iż stoi jeszcze z ubocza koń księcia uwiązany. Wskoczył nań i pognał. Turkot powozu dawno już umilkł, ale wszak nie mógł długo ukryć się pojazd.
O milę stąd będzie młyn wietrzny, dalej bór i za tym borem o kilka mil na górze leży Turów Róg.
Arjaman pędził jak burza.
W sercu jego walczył gniew i upokorzenie.
Kto śmiał odebrać mu jego zemstę i zarazem jego miłość?
W myśli krążyły mu słowa jakiejś Serenady zasłyszanej: