Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/275

Ta strona została przepisana.

Nie czekając, aż Zolima go zawoła, podszedł do niej.
— Jakie gwiazdy!...
— Dobrze mi tu jest. Już oddycham równo. Ukoiło mię to mżenie gwiazd. Miałam nieco migreny. —
Poczem zaśmiała się wesoło.
— Zdobyłeś mię! bardzom rada.
Przyjdź do mnie, sama jestem — zresztą zajmuję cały pawilon w ogrodzie, każę Arabowi, aby czekał na twą łódź i przeprowadził Cię.
Minie nam, jak sen — choć bez snu, ta noc. Zobaczysz jaki cudowny wschód słońca z mojego tarasu. Tyś mnie dotąd nie znał. Jestem więcej niż Julia, niż Imogena. — —
Chcę przeżyć z tobą nareszcie moją długo tajoną baśń z tysięcy wschodnich nikomu niewyśnionych nocy.
Moja komnata ma czarne marmurowe kolumny i z massywnego złota kapitele.
Na ścianach, które są w dole z marmuru czarnego, a wyżej mają szkliste kolorowe mozajki —
wiszą makaty jedwabne haftowane wersetami z Koranu.
Mam ołtarz, na którym palą się kadzidła i czarnoksięskie zioła.
Bo jestem czarownicą — za woalem lady.
Czy ty myślałeś na chwilę, że baron mógłby mię wziąć?
— Byłaś zamagnetyzowana przez de Mangra!
— Ja? ależ bawiłam się tą komedją.
Czyż to jest trudno kłamać? mój Boże, my kobiety kłamiemy tak, jak kwiaty które się barwią — i wtedy są dopiero sobą.
De Mangro? incivil...
gdybym chciała się tak bardzo poniżyć, czy nie znalazłabym gorszego?