Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/279

Ta strona została przepisana.

Trwało czas jakiś milczenie. Zolima tez stała już w ciemnościach, lecz zaczęła iść w smugę jarzeń dogasającego ogniska.
— Podaj mi, Panie, rękę i lejce.
Pana musi to bardzo kosztować, kiedy pan tak mówi?
a może nie, Walt Whitman, Tennyson, Homer żyli długo.
Może Pana podwieźć?
— Nie wiem! rzekł Arjaman cicho.
— Nie wie Pan?
— Nie wiem, jak mi dusza rozkaże.
— Ach, jak ja bym chciała mieć duszę, ale ja nie mam duszy.
Mahomet był bardzo mądry i jasnowidzący człowiek.
No, więc nie, napewno. Dobrze, że mi Pan powiedział, bo ja bym czekała.
Więc, pan jeszcze nie wie?
— Nie, ja wiem!
Zakazuje mi — nie ujrzą Ciebie. Miłości moja nadgwiezdna! —
Zolima w milczeniu ściągnęła lejce, konie rasowe pobiegły wspaniałym kłusem, tilbury zniknął i tylko chwilą jeszcze tętniły znikające odgłosy kopyt i kół.
Arjaman czuł w swej piersi, jakby rzeką zgęstniałej czarnej krwi. Nie miał gorączki, ale myśli jego były naraz, jak skrzydlate burze. Chciał biedz, porwać za koła, wstrzymać, wyrwać ją z tilbury — tę cudowną czarną panterę, wgnieść usta w te wielkie płomienne kochania oczu, i śmiać się z nią razem do szczęścia swego, któremu świat zamały, wobec którego Babilon dawny, Kartagina i Sydon i Korynt, i obecne zepsucia fenickie Paryża — są tylko obrzeżem wielkiej księżycowej bogini Astarty.