Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/286

Ta strona została przepisana.

Upadła tam na głazy wiekuiste plama krwi z ustek — i była to pieczęć straszliwa na tym oskarżeniu, które pisał.
Lampka krwawo pełgała przed obrazem M. Boskiej Częstochowskiej.
On patrzył w tę marę umysłu ludzkiego, który wymyślił sobie takie pomoce — i takie Opiekunki! Wziął trupy małe i wyniósł w noc ciemną — z latarką szukał motyki, kopał — zrobił dwie mogiły.
Nakazał żonie nie płakać — mówił krótko, jak kapitan na okręcie tonącym.
Czynił wszystko bardzo spokojnie — w tę noc. W tę noc najwyższą, jaką przeżył na ziemi. Wspanialszą w swym nieszczęściu, grzechu i opuszczeniu, niż Bóg i jego niebiosa. Potym chciał, niewiadomo już dlaczego, ucałować nogi swej żonie, schylił się — i omdlał. I szkielet o wielkim, bijącym sercu cucił go i wołał do życia tym dziwnym, najdziwniejszym głosem miłości, która już wszystko oddała i nie bierze już nic.
Arjaman rozwarł oczy, odetchnął szeroko — podniósł się, rozprostował ramiona, wziął za rękę to widmo — rzekł:
— Jestem mocny. To straszne... Dobrze mi. Ja się zmierzę — z Tym. No tak... chodźmy... Daleko! —
Wicher wstrząsnął drzewami, jakby podły kat, który chce wymusić wyznanie z ludzi, którzy nie mogą już niczego więcej wyznać!
Niebo było czarne, złe, nikczemnie smutne, lecz on był spokojny i teraz dopiero widział, że Król Wężów ma rację, chcąc zniszczyć istnienie. Wszelka głębia musi unicestwiać. Nadmierna moc musi zabijać.
I na ziemi całej nie było mu już nic droższego nad to widmo kobiety, której kostki czepiały się jego potężnego ramienia.