Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/293

Ta strona została przepisana.

i modli się... ten atawistyczny polski Abel?!
Lecz Kain zamierza się nań maczugą! Kain­‑Król miast Cyklopejskich, praw na żelaznych tablicach rytych przy ofierze z tysięcy jeńców!
Świsnęło koło niego coś jakby kula i odbił się złomek granitu.
Tam nad jeziorem — uczuł, że jest jakaś Furja piekielna.
I nagle wspomniał powiedzenie żony — iż widziała widmo kobiety czarnej pięknej, która zabijała mu dzieci.
Medea... czy iść ku niej?
Wymierzył cios maczugą, wydał tryumfalny świst i zbiegł olbrzymimi susami, jak kozodój, djabeł skalny, kiedy z dzikiem jarzeniem w oczach, wytężając wszystkie swe siły, ściga i zabija echa świętych wielkanocnych dzwonów, które tu wlatują w Tatrzańskie mroczne samotnie.
Zaiste, był teraz synem Króla Wężów!..
Nad jeziorem rosły niezmierne, z pewnością więcej niż tysiącletnie, modrzewie i limby.
Wśród lasu nad jeziorem był prawieczny dąb, wyżłobiony wewnątrz, lecz zielony nawet zimą, ostatni król dawnej puszczy dębowej. Tajemnicę mocy jego życia stanowiło maleńkie źródło wiecznie ciepłych wód. W Dębie gigancie była świątyńka, do której Zolima uciekała czasem, miewając też, jak Muzaferid, wybuchy melancholji.
Jeśli nie wyła nad morzem Kościeliskiem, gdzie potonęły dżunki, to wpatrywała się nieraz, zesiadłszy z konia, z rękawiczkami długiemi zaciągniętymi nad kolana, niby klinga krzywego miecza — w sukni czarnej z włosami rozwianymi —
wpatrywała się w toń bezdennie melancholijną, złowrogą, bez dna. W dębie płonęła zielonawym mżeniem