Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/295

Ta strona została przepisana.

Usłyszał potem już tylko pluskanie wody.
Cisza.
— Przepraszam, że wyjdą w mym bałachonie. —
I weszła w złocistej jedwabnej tkaninie podobna do Djany myśliwej, trzymając za obrożę panterę czarną, która łasić się zaczęła do Arjamana.
— Właściwie, to jest zły znak, że Pana takie źwierzę może odrazu polubić.
Witam w Nieszczęściu, o którym wiem z kart. —
Była wonna młodością boskiego ciała, cudna od upojonych włosów, rozsypanych jak węże. Oczy jej były teraz podobne do zatok Morza Czarnego, kiedy wśród burzy zmącą się z dna iły naftowe — wielkie tęczowe kręgi nadają mrokom wód jakiegoś niesłychanego demonizmu źrenic Lewiatana.
— Ja kładłam kabałę. I wypadło wielkie nieszczęście przeżyte już — i prawie mogłabym dokładnie powiedzieć!
Najważniejsze, iżeśmy się odnaleźli.
Nacóź mamy gubić znowu swój ślad w nieskończoności? Mówię to, bo mnie niepokoi wyraz Twych oczu!
Nie dziw się, że mnie widzisz inną, niż mnie znały Twe myśli. Jestem zaprawdę taka, jakiej pragnęło Twe wieszcze serce. Lecz stało się to naraz — w owej chwili, kiedy mówiłeś do mnie przy tym djabelnym młynie — byłam tylko lub pragnęłam stać się zwykłą Demi­‑Vierge. Teraz jam Walkirja, godna Demona! —
Arjaman stał na progu groty dębowej, patrzył w jezioro przy księżycu i schylał się, biorąc grudki śniegu do ust.
Zauważyła to Zolima, szybko nalała gotującej się wody do imbryczka, zasypała herbaty dziwnej, bo wnet powietrze stało się pełne chińskich róż.