Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/305

Ta strona została przepisana.




X.
TROCHĘ METAFIZYKI I KRWI Z PŁUC.

Mgła zakryła puszczę i Tatry.
Z okien Turowego Rogu widok, jakby na targaną zwątpieniami duszę; chmury Wezuwjuszowym popiołem przytłaczały niebo, zabierając ze ziemi całe światło i oddech; niewidzialne niezłomne podniebne wirchy, mroczne lasy, zanurzone w mgłach — nie błyskają już w szmaragdowej baśni, nie roziskrza ich słońce; w kaskadach nie śpieszą zanurzyć się pluskotnice — tylko Czarni Pankowie, w mgłach zatuleni, zagrzebują ostatnie klejnociki świateł w przepastne urwiska.
Osunęła się zasłona Apokaliptyczna, zasłona śmierci, zasłona z wielkimi wlokącymi się szponami Lewiatana, jakby nagłe zgaszenie świata — raczej tylko onej lichej zwierzchni, na której dzieje się życie ludzkie, bo nad chmurami wieczna jest pogoda — tam słońce — prastary mityczny bóg Światowid. Tylko mityczny? —
Młody Xiądz Bazyljanin patrzył w mgły.
Jego twarz rzymska, jakiegoś z Liwjusza historji dowódcy, który zgnębił hordy Markomanów — jego twarz miała