Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Kumanów różowiejący lodozwał nad lasem limbowym i rododendrami zwie się ogrodem rói; ten potrzaskany, jak twarz Lucifera, zwieszony potworną, prostopadłą, wyszlifowaną ścianą nad morzem, wpatrzony tam w jakąś okropną, jedyną wartą zamyślenia tajemnicę — to ogród Śmierci. Tu stanęły niegdyś hordy Alaryka, może na chwilę zapominające o skarbach Rzymu wobec tego wybrylantowionego tajemnicami Piekła!
W lodozwał, tchnący majestatem zgonu, wpatrywała się kobieta, jam wolał ten drugi lodowiec słowiańsko­‑indyjskiego Haremu. Muszę wam wyznać, że mój przodek był pierwszym perskim tłomaczem w Polsce mistycznego poematu o Jussufie i Zulejce. Nieraz też objawiał się mi duch mego ancêtre moslemińskiego, o którego zresztą tyle dbam, co i o samego Rolanda: tak mało ważę wszelkie przywileje rasy, mając zamek słońca nad bezgranicznym, dyszącym wielką opowieścią, morzem.
Mówicie, limby, ze to jest pycha?
To jest dopiero tabliczka mnożenia rachunku nieskończonościowego Duszy. Lecz i wy ją macie? więc zaświadczcie o niej! —
Ujrzałem twarz mej sąsiedzicy, w tej chwili zaiste wieszczą.
Myślicie, o limby, żem wyspowiadał się z moich poszukiwań Miłości? Wiedzcie, że mam 9 komór milczenia w swym sercu, trudno je wypełnić naraz, i dlatego nie tonę.
Miłuję Miłość — jak Dante, choć już nie wierzę, że obróci ona ziemią i gwiazdami; w dawnych, dobrych czasach romansu Róży usadziłbym miłość na wielbłąda i krokiem alexandryny, sloki czy heksametru wiódłbym ją, grając na flecie. Mówiłbym do Miłości przy jaszczurkach w południe, orłom nad wieczorem, duszom o północy, sło-