Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/53

Ta strona została przepisana.

bilon w tych płaskowyżach Tybetu, gdzie teraz tylko orkany szaleją.
Udzielić tych tajemnic nieprzygotowanym — byłoby „jak dziecku świecę dać w prochowym magazynie“.
Czytał Mag Litwor wielkie pieśni Wiedzy w tych złomach potężnych, kute z granitu, widocznie zdala przyniesionego, gdyż Giewont jest z wapienia.
Były to sagi o Ziemi, jako królowej wężów. Były hymny do Świętego Szatana, które potem powtórzył Hermes Trismegista: „między bogami niema mu równego; w jego ręku wszystkie królestwa, władza i wspaniałość świata“.

Wyszedł Mag Litwor na światło gwiazd.
I znowu w pustyni, wyrzeźbionej ścianami czarnych gigantów. Cisza tak wielka, że słyszał szeleszczące pod głazami strumyczki ros.
W mroku wśród błękitnych oparów szła kobieta, jak widmo.
Wieczna wśród żyjących.
W ręce miała harfę trójkątną, której struny były wieszczące o Nowym Objawieniu. Nad twarzą bledszą od księżyca wznosił się gąszcz wspaniałych włosów.
I mówiła ta pieśń o latach oczekiwań wśród łez i umęczenia. Mówiła do swych najtajniejszych myśli, zrodzonych w noce słotne, listopadowe, beznadziejne. Do myśli, w noce księżycowe, zielonawe, magiczne, wśród borów nad brzegiem północnego morza spędzonych. Pytała, kiedy zwycięży Miłość?
Złowieszczy ból przysłaniał oczy Maga Litwora.
W jej łzach łamały się sklepienia nieba.
Mag Litwor, nieruchomy strażnik, stał u bram śmierci