Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/56

Ta strona została przepisana.

kiem — namacał ostatni kres; był to mur, czy szlifowana skała? Żaden gienjusz rozumu nie mógł jej odewrzeć. Lecz mimo wiedzy ręce jego dotykały się runów i przy jednym naciśnięciu skała uchyliła mu wejścia w jakiś krużganek, nad przepaść wiodący, skąd wiał lodowaty chłód. Szmery i westchnienia — zapewne przypływ powietrza przez szczeliny — jednak zdawało się, ze rojno tu od widm.
Zwarła się skała. Po głazach wystających nad otchłanią idąc, uczuł Mag, ze mu serce zamiera, gdyż znaleźć nie mógł już oparcia — tak więc był w pułapce grobu. Wyciągnąwszy rękę uchwycił końce łańcucha — i nie badając już, dokąd go zawiedzie, wspinał się Mag po nim wysoko — jak na dzwonnicę. I nie wstąpił, lecz ukląkł na progu małej komnaty, otoczonej kolumnami, na których były wyryte prawa całej ziemi. Przez wązki otwór w górze, który przerzynał niezmierną wysoczyznę góry, widać było, jak w dioptrze teleskopu, przesuwającą się mgławicę Sobieskiego, która, odbita od wklęsłych źwierciadeł lodowca, rzucała blask magiczny na kosztowne kamienie, oprawione w ścianach i w architrawie.
Iskrzyły miljony płomyczków od rubinowego zodjaku — szmaragdy bogini Maruny rzucały cichy blask najgłębszej mądrości; astralne skrzydła Lelum i Polelum na architrawie tonęły w mrocznych głębinach zimnego Morskiego Oka.
Przepajały go moce i natchnienia, odradzały — wzmagały do wiecznej ekstazy młodzieńczego Światowida. Uczuł się władcą, przenikał miljony lat, wchodził na szczyty gór niepodobieństwa.
Wtem obejrzał się.
Nie był sam. Czuł to, nie widząc nikogo. Ujrzał na ścianie odblask ręki.