Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/65

Ta strona została przepisana.

szedł podziemiami i, rozchyliwszy wreszcie ostatnią zaporę ziemi, — po wielkim zapachu zboża poznał, że idzie przez łan krainy Polskiej. W staroświeckim dworze zastał już Mangra, który skupywał ziemię od zdeprawowanych magnatów i sprzedawał mądrzejszym cudzoziemcom. Mag zjawieniem się swojem przejął taką mocą potomków książąt Zbaraskich, że wielkie swe puszcze przeznaczyli na Park Narodowy. Kiedy jednak Mag poszedł dalej, Mangro dokonał tyle, że ks. Zbarascy namyślili się — i w puszczach założyli prawidłowe polowania. Magnaci strzelali sarny lub dziki z wysokich wież — lub tępili bażanty z rewolwerów w tych puszczach odwiecznych, które przejeżdżali w gronie wesołem automobilami.
Tak idą Mag Litwor i Mangro, spotykając — to się rozstając, jeden sieje gwiazdy— drugi zasiewa wszelkiego rodzaju zarazki. Teraz znów się zeszli — i w obliczu Tatr zwrócił swe oczy Mag do słońca, zamknąwszy powieki, prosił wielkiego świetlanego boga, aby mu napełnił smutne po wszystką otchłań serce.
Mangro niemiłosiernie chrząknął i, choć wiedział, że było mu to przez pierwsze powagi medyczne zabronione, chyłkiem rzuciwszy księgę, skoczył na drzewo — bo ujrzał tam wielką brunatną sójkę, odlatującą z gniazda. Mangro, jak czarny wampir tłukąc się po drzewie, na szczycie rozrosłego pnia ujrzał cenny skarb: ośm, wielkości gołębiej nakrapianych jaj. Z przedziwną zręcznością małpoluda zesunął się z drzewa, odpędziwszy sójkę, która z krzykiem rzucała mu się do oczu, mając zresztą jastrzębi dziób i wcale zadziorzyste szpony.
— Chcesz walczyć unguibus et rostro, szponami i dziobem! rzekł napuszenie Mangro, ale w końcu zdecydujesz się, uznać, że wesele musi być powtórzone z nowym ceremonja-