Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/71

Ta strona została przepisana.

snąć głośno, przekonywał siebie jeszcze europejskimi logizmatami, lecz cichaczem sam dla siebie myślał, że jedyna rzecz mądra, to rzucić się na cztery łapy, księgę zwalić do potoka, zadrzeć kitę, kłapnąć zębami i, stuliwszy uszy po sobie — smyrgnąć w jak najgęstszy las.
Mag Litwor, przewidując, ze to może nastąpić, wziął już dawniej z pod drzewa kilkakroćtysiącletnią księgę i poniósł ją sam.
Teraz dopiero zauważył to Mangro; urażony do żywego, postanowił dać dowód samodzielności artystycznej: ustawił kodak nad cichą źwierciadlaną kałużą i odfotografował w wodzie swoją boleśnie wzgardliwą fizjonomję z rozwścieklonemi oczyma, którym daremnie starał się nadać wyraz mędrca dobrotliwego Sakja Muni.
Ktoby dłużej jeszcze chciał znieprawiać się, badając w tym lesie Mangra, ujrzałby go rozmawiającego z czterema bandytami, nakłaniającego ich do zbrodni: zaturkotał powóz, ukazał się jakiś dostojnik, jadący z Murzynem na koźle. Straszny krzyk — jęki — ... kałuża krwi wlokła się za mordercami, którzy unieśli trupa do mogiły, wyswobodzonej przez Maga.
Na uboczu został pilnujący powozu Mangro, który przemówił kilka słów do Murzyna, będąc poliglotą, w języku Kisuahili — i ten jednym skokiem rzucił się na ziemię, nogę Mangra położył na swej głowie i uznał go Fetyszem.
Czarny syn Afryki i czarniejszy od niego Biały szybko odjechali. Mangro zostawił kosz z jedzeniem i ratafją, niby przez zapomnienie, w krzakach —
lecz nieznacznie dosypał trującego proszku, który miał zawsze na detaliczną potrzebę.
Jadąc wygodnie powozem, rozmyślał nad małym Ejol-