Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Wielki Duchu, postawiłeś na mojej drodze mistyczny ołtarz Polski, którego runów odczytać nikt nie może, kto nie jest już po tamtej stronie Wyzwolenia.
Wielki Duchu, mówić będziesz do mnie z ksiąg tajemnych Turowego Rogu — z tych wielkich stronic życia, zdobnych w ludzkie minjatury — z tych legiend o duchach wzniosłej piękności, — z tych zbyt gotyckich śmiesznych ułomnostek — z tych astralnych wieżyc, z tego przecudownego, niezamieszkałego ogrodu Tatr, z tych źwierząt apokaliptycznych, z tych ludzi, którzy błądzą już za kometą Biela lub siedzą nad kraterami w protuberancji słońca.
Ludzie, którzy tam żyją, zasłuchani są w poszum morza wieczności, przerywany wprawdzie lichą grzechotką troskliwego dnia, albo narodowym nieszczęściem, które jak kula armatnia wryje się w puszczę przed oczyma zdumionego żubra...
Otaczają jeszcze ich lasy puszczą wspaniałą tu i owdzie pratatrzańską, dusze wznoszą się, jak menhiry wszystkich niemożliwości szczęścia i najwyższych dopełnień tortury.
Oto już widzę ogrojec Turowego Rogu!

Wieczór już był, kiedy Mag Litwor wchodził w zarośla wielkich sosen nad skałami u morza. Fosforescencje pian na głazach nadbrzeżnych roztaczają się w dali królestwem bezbrzeżnego modroszafiru. Usłyszał z za muru, przez który przewieszały się mroczne zielenie jodeł, szalejący śpiew:

Zachodzi słońce z mego ogrodu,
przyjęłam w morzu modrym chrzest,
wiosennego pełen chłodu...
Usłyszałam, że Duch idzie — i już jest!