Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Gdy książę, opłakiwany przez Paryż, leżał w trumnie, Mangro zdjął mu z twarzy maskę dostojeństwa.
I wtedy ujrzano straszne oblicze.
Osłupieli mówcy, wracający z katedr gotyckich i z parlamentu, widząc bez maski dziką i wstrętną twarz wychwalanego księcia Brutusa, najlepszego syna Francji.
Był to zaiste Dorjana Grey’a prototyp, który natchnął Wilde’a do barwnej, w mistykę wchodzącej powieści.
Mangro zniknął, unosząc ze sobą tę maskę szarą, jakby z przędzy pajęczej utkaną. Odtąd twarz jego była zagadką dla tych, którzy widzieli w nim gienjusza­‑źwierzę ludu, Bramina anarchji, Judasza nowej przyszłości, Giles de Raitz’a, sprzedającego kamloty damom, kelnera, operującego miljonami w Banku Narodowego Zaufania, złodzieja­‑lorda, kradnącego kolczyki szafirowe pięknej Brazylijce, kaznodzieję nowej gminy Kainitów — i tak dalej.
Niedługo jednak oddawała mu maska nieocenione przysługi: wychodząc raz z opery w Londynie, gdzie w loży ambasadora niemieckiego uzyskał przyrzeczenie orderu za utworzenie towarzystwa polskich Junkrów Czarnego Orła, — wychodząc z tą nadzieją i koncesją w kieszeni na kolej między Zanzibarem i Kamerunem — Mangro ujrzał trzech dżentlemenów, którzy prosili o grzeczność zapalenia odeń swych cygar.
Zapalając, wcisnęli mu maskę z chloroformem na twarz i nieprzytomnego wiedli uprzejmie pod rękę, jako swego podpitego towarzysza. Ocknął się w Hyde Parku bez maski chloroformowej, lecz przypadkowo — i bez swojej własnej; z dziurawym bokiem od noża i pustemi kieszeniami.
Pierwszy napotkany detektyw zaopiekował się nim, lecz szukając przeszłości takiej twarzy, jaką miał bez maski Mangro, wpadł na różne rewelacje; okręt, idący do Nowej