Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/88

Ta strona została przepisana.

o grobowcu Julji w Weronie. Poszła na cmentarz, pełen cyprysów, eukalyptusów, pińji żałobnych, platanów i złocistych akacji.
Ujrzała sarkofag tej panny Kapulet — w rodzaju wyżłobionego kamiennego koryta — tam Anglicy nawrzucali biletów wizytowych; daremnie kwiaty i drzewa starały się ukryć tę ohydę swemi więdnącemi liśćmi. Była to jesień. Z poza obłoków błysnęło zachodzące słońce. Rozogniły chmury i zakwitły dziwnym życiem; grobowiec zarumienił się krwią rozkoszy; blaski nadały niespodzianych głębin cmentarnym cyprysom. Na jedną chwilę Romeo wychylił się z mroku — wtem słońce zgasło, chmury spopielały, zrobiło się gorzko i zimno, w mrok wstępował młodzian na złowrogim tle w kurcie łosiowej, niby w zbroi, opięty pasem ze stalową klamrą, silny a melancholijny, o twarzy Druida, jak to widziała na małym obrazeczku Al. Gierymskiego.
Znękanie romantyczne nie trwało długo na twarzy panny Muzaferid. Teraz ona wpatrywała się w dżentlmena Mangra, jakby on był sąsiadem landlordem, którego zdawna była ciekawą poznać.
Muzyka wzbiła się płomieniem ofiarnym aż po niebo.
Dżentlmen, spojrzawszy w Zolimę, przechylił się i parę słów wyszeptał. Arjaman usłyszał tylko: „Oksford — Pani pomni na statku na Twent w Szkocji“ —
poczem ręce ich dotknęły się swymi pierścieniami — Zolima była blada, jakby jej się robiło słabo — dżentlmen znów się nachylił, ona skinęła głową, powstają —
i wśród oburzonej sali której przerwano słuchanie, szli —
on ze spokojem prawdziwego globtrottera, ona, jak Fe-