Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/90

Ta strona została przepisana.

liwy Atlantyk miłości, w którym dwa obłędne Malsztremy świeciły: jej oczy.
W mroku usłyszał odjeżdżającą karetę, tupot koni, od latarń piekielniały kare łby końskie, rozpierał się Murzyn na koźle.
Zapytał Arjaman odźwiernego, który skrzywił się, ujrzawszy jego chmurną twarz i podciemniałe zamogilne oczy.
— Pojechali nad morze do zamku pana Muzaferida.
— Kto jest ten Anglik?
— Baron de Mangro Rabsztyński, który przyjechał z Astralji... Wszystkie ma kopalnie, zakupuje Tatry. —
Nie słuchał już dalej Arjaman o „astralnym“ kupcu Tatr. Szedł obojętnie, milcząco wśród wielkich nieruchomych smreków, które są wspaniałymi drzewami, choć nazywają się marnie. I dlatego Arjaman zwykł był las iglasty, ze świerków, modrzewi, jałowcowych krzewów i jodeł złożony nazywać ogólnie jodłami.
Szedł więc wśród jodeł.
Tu my, kronikarz piekielny, musimy wyznać, iż, jak maturzyście, który się obcina na egzaminie, przez koleżeńską uczynność zaczęliśmy podpowiadać sentencje, mogące go zbawić z opresji, prosząc aby zachował choć krztę jeszcze przytomności umysłu.
— Jest wysoce nieprzyzwoite, aby się znęcać w swym sercu nad osobą, która nie miała żadnej racji klangorem źórawi siostrzanych odpowiadać na twą ligawkę, panie Arjamanie, pasterzu obłoków. Ten świat, od którego odsunąłeś się aż na morze Pratatr, teraz szydzi z ciebie swym prostym kalkułem: małżeństwo zawiera się przy pomocy kopalni, wsi, kamienic, rent, dożywoci i t. d. dla Gaya scienza hotelowych rozkoszy w Monte Carlo i Nizzy, dla prowadzenia