Strona:PL Miciński - Nietota.djvu/96

Ta strona została przepisana.

Zapadło wszystko w ciszą mroczną.
Królewicz tylko spoglądał na rosienie gwiazd przez wązki otwór okienny —
potem wszedł dalej w kurytarze, natrafił drzwi, podparł je ramieniem, wyleciały żelaziwa.
Wyszedł na taras zamku.
Wieże olbrzymie mroczniały aż gdzieś wśród chmur. Tam z wieży najwyższej żałobny głos — wśród mroku wielkich ścian płakał śpiew obłąkanego muezzina —
straszny, beznadziejny głos modlitwy do nieba, którego już zdawna w Polsce niema. — I zaiste, był to muezzin z zamku Muzaferida, lecz dla niewiedzącego o tem, zdawał się głosem jego własnej jaźni.
Królewicz uczuł ból serca tak straszny, że wychwycił wielki swój nóż do walki z morskimi potworami, groźnie zatoczył nad piersią swą —
jedna chwila, a wbiłby aż po rękojeść w serce.
Naraz wiekowego mroku skrzydła olbrzymie przypięły się mu do piersi. Nie swój ból uczuł — lecz mękę miłości kosmicznej. Oparł harfę o bastjon, grał wśród murów mrocznych, zapominając, w jakich żyje czasach! Książe Niezłomny, więzień w maurytańskich mazamorach, utracił wiarę w religję swej duszy i wyśpiewując to, zapadał w potworne, coraz głębsze piekła.

PIEŚŃ TRYUMFUJĄCEJ MIŁOŚCI.

— I tyle jedno pozostało mi szczęścia na tym bezgranicznym świecie, że mi dano czasem rozmawiać z gwiazdami.
Ja więzień — od całej wieczności lat przykuty do ścia-