Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/101

Ta strona została przepisana.
wejść do celi, gdzie siedzi najsławniejszy uwodziciel tych czasów —
B. NIKEFOR: (dusząc za gardło Wszegarda) Kończ!
WSZEGARD: Jan Cymisches — — duszą się!
B. NIKEFOR: (uwalniając) Będę cię jeszcze miał w swych ręku, jeśli łżesz, albo się mylisz...
Bo mnie jest wszystko jedno, czy Ty jesteś w zaślepieniu, lub czy mi Cię zesyła piekło: Bazilissa jest wilkołakiem i dziewką więzienną, albo Tobie każę wpuścić do gardła ołowiany żar, który ochłodzoną bryłą wyleci przez oponę brzucha. Przyjmujesz?
WSZEGARD: Tak, Panie.
B. NIKEFOR: Nikczemny, cofnij się.
(Wszegard milczy)
PATRYCJUSZE: Jako słowianin, nie rozumiesz zapewne mowy Bazileusa: On mówi —
B. NIKEFOR: To obłęd na mnie!
PATRYCJUSZE: On mówi o Zjawieniu Bożem, świętej Bazilissie... Wszakże trzy tysiące mszy jest odprawione za jej duszę — Hagiosofiści widzieli już ją w Niebie — za życia — —
WSZEGARD: (cicho do B. Nikefora) Mówię, iż otworem kloacznym schodzi się z tym więźniem...
B. NIKEFOR: Zabij mnie, ulituj się, zabij!...
WSZEGARD: Miej siłę dla zemst! o Panie!
B. NIKEFOR: Mam ją, będę tropił, zmienię się w nocne zwierzę — w hyjenę i w rysia.
Dalej, zaczajmy się —
lecz sprawy państwa — obrona granic? ach, któż może być wiernym synem Hellady, mając duszę miażdżoną przez młyn ciągłych zwątpień!