Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/141

Ta strona została przepisana.
AKT IV.
(Jedna z tych przecudnych komnat wychodzących na park Bazileusów: komnata tworząca laboratorjum czarnoksięskie: trójnóg płonący, mnóstwo fial, księgi, skóry wężów i zaschłe kościotrupy.
Mozajka przedstawia krajobraz z nad Stygsu — olbrzymie mroczne góry i bagna, — ptaki z miedzianymi dziobami, lecące ku przepaści — i pałac Śmierci ze srebrnemi kolumnami wśród skał.
Kolumnada z ciemnych zielonych marmurów. Zachodzące słońce igra na drzewach rozkwitłych, wchodzących do komnaty pełnymi kiściami różanego szczęścia.
Z boku wielki mur i bastjony.
B. Teofanu w żałobnej czarnej szacie, twarz przeryta cierpieniem.
Chodzi Teofanu wzdłuż komnaty, to wsłuchując się w zgiełk walki, to gładząc rośliny wodne przy fontannie morskiej, czyli fiali Scyll — zdobi ją bowiem kilka posągów tych władczyń morskiego wiru. Harfy ich, zanurzone w wodzie wciąż wrącej, wydają tajemniczy dźwięk.
Mały Eunuch trzyma zwój pergaminów).
B. TEOFANU: Słyszysz te wyjące tłumy? to przeciw mnie. Ja jestem w ich mniemaniu powodem, że Miasto stało się oblężone przez Rossów! ja mój zły mrok rzuciłam