Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/147

Ta strona została przepisana.
morzu — głębiny huczą jak piekło; u brzegów Azji pali się stos na kurhanie Leandra.
B. TEOFANU: Milcz, mój mały Kumera Ilady, nie mów o tem nawet we śnie do siebie samego.
MAŁY EUNUCH: O Władczyni — to nie jest miłość, która się pali na hurhanie —
B. TEOFANU: I ja tak myślę —
MAŁY EUNUCH: ale nieznajomy groźny człowiek idzie do tronu w kałużach płonącej krwi —
B. TEOFANU: Idzie ku mnie?
MAŁY EUNUCH: W niewiadomej komnacie duszy mojej ktoś mówi, że przejdą czarne opancerzone katy po nagim leżącym Twoim ciele, o Władczyni.
B. TEOFANU: Kto mówi w duszy twojej?
MAŁY EUNUCH: Nie wiem —
(po chwili)
Przymykam oczy — teraz widzę mały dom, który ma zamiast kolumny drzewo jodłowe nad brzegiem morza, gdzie fale wyrzucają miodowo-żółte bursztyny. O, teraz mię biorą piraci północni: mnogo i mnogo widzę fal morza — lądy, gdzie kwitną gaje magnolij, eukaliptusów; ludzie o ciemnej twarzy i gardłowej mowie: La Ilah ill Allah! Zrobili ze mnie eunucha; potem, jakby mię ktoś przeobraził, zapomniałem wiary — imienia; wiem, że tylko raz matka moja zawołała na człowieka w borze: Zwonimir!
B. TEOFANU: Tyś może jęty z dalekich Rugjan, co mają w Arkonie na wyspie swoją kontynę i Boga słonecznego z łukiem, o czterech twarzach?
MAŁY EUNUCH: Nie wiem, nikogo nie znam — co by mnie kochał.