Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/168

Ta strona została przepisana.
Daj mi Twą chorągiew.
Pod kapicą mnicha mam zbroję.
I daj mi Twój dyjadem.
(Teofanu dyjadem rzuca na ziemią i depce. J. Cymisches marszczy się).
Nie wolno Ci tak uczynić z chorągwią, gdzie jest wizerunek Chrystusa z Edessy! Daj mi ten znak, w moim ręku dźwignie się on nad zdumionym i uradowanym tłumem.
B. TEOFANU: Chorągwi tej nie oddam.
Chcesz z nią iść na Nikefora!
J. CYMISCHES: Chce z nią iść po Ciebie!
B. TEOFANU: (śmieje się) Dziś okręt mój czarny wypłynie na najdalszą północ.
J. CYMISCHES: Daj mi chorągiew — pójdę z walką przeciw tyranowi, jak rycerz nieposzlakowany!
B. TEOFANU: Nie oddam. Zamorduj bez pomocy Chrystusa.
J. CYMISCHES: Więc krew morderstwa z moich rąk niech spadnie na Twą głowę!
(odchodzi).
B. TEOFANU: Trzeba wciąż głębiej iść — do piekła!
(Wchodzą niewolnice).
NIEWOLNICE: Władczyni, już czas, abyś ubierała się do uczty.
B. TEOFANU: Upnijcie mi Afrodyzyjski pas na biodra z wodospadami djamentów, wśród których błyszczy Lucifer —
Te szaty, które mi utkały księżniczki indyjskie, zabierzcie, wolę mój czarny habit.
Dosypcie tu do kadzielnic lauru, haszyszu i werbeny.