Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/218

Ta strona została przepisana.
Twój w pogaństwie niema życia ani tu, ani me oczekuje go tam — po śmierci!
ŚWIATOSŁAW: Wszystko wziąłem od życia?
tabun klaczy kobiecych czy zastąpić może miłość?
Te kumiry na wzgórzach za moim teremem: Perun, Dażbog, Mokosz, Sima i Regla — czy one wysłowić mogą Jedyne w piekielnych głębinach To?!
(X. Olga odchodzi, żegnając się w przerażeniu).
Przychodzę do świętego Bizantyjskiego Złotego Pałacu w mrokach, prosząc o Zjawienie Boże o wielki ogień dla duszy mej!
PATRYARCHA: On chce chrztu! (do B. Teofanu) O, jakiegoż wielkiego dzieła dokonać możesz w tej chwili!
X. OLGA: Bazilisso, syn mój daje Ci zwycięstwo w imieniu króla judejskiego, Drugiej osoby św. Trójcy.
LEON KYRIOPALATA: (cicho do Teofanu) Uspokoiłoby to naszą biedną zmęczoną Monarchię! Chrześciaństwo jest, bądź co bądź, krokiem wyżej nad obrząd, gdzie pije się jeszcze z czaszki zabitego wroga.
PATRYARCHA: (do Teofanu) Powiedz wyraźnie, niech zażadają chrztu!
B. TEOFANU: Ha — ty Kalifie zachodu, wstępujesz co tydzień na kamień zielony Magnauryi i miewasz mowę do ludu —
lecz kogóż ty masz jako lud? zepsutą czerń, dusze chybione!
Kogóż Ty dasz słowianom, jako Boga?
Afrodytę wyście zbezcześcili, jako nierządnicę; o Prometeuszu mniej wiedzą dzisiejsi grecy, niżeli o oślicy Balaama;
Nazarejski Chrystus urzędnikiem stał się państwowym.