Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/239

Ta strona została przepisana.
SPISKOWI: Mam brodę jego wyrwaną w garści. Łam mu szczękę głownią miecza! zęby jego rozsypały się po podłodze — weź głowę, Akypotheodorosie, nieś na wieżę.
(Wybiegają).
B. TEOFANU: Boga niema. — Zanim rozgryzę sygnet z trucizną i wypłynę w mrok — Monarchini upiorów —
(do M. Eunucha)
dokończ swej bajki.
MAŁY EUNUCH: W pałacu Władcy była studnia bardzo głęboka, wydrążona. Teofanu z dwiema córkami swemi wrzuciła tam ciało.
B. TEOFANU: Widzisz, że to nie ja!
MAŁY EUNUCH: Zakryła studni otwór kobiercem i kazała przychodzić jednemu za drugim braciom Wkładcy, mówiąc: „on was zwie“. I oni przybiegli, myśląc, że to dla zaszczytów. I Teofanu wyszła z gromnicami w ręku, wiodąc ich aż do studni — na dywan oni wstąpili, myśląc, że jest dla ich uczczenia. I runęli tak w przepaść, i zginęli wszyscy przed świtem.
(Robi się szmer groźny — wbiegają spiskowcy).
J. CYMISCHES: Pałac się budzi — zamknęli bramy w dole.
SPISKOWI: Waregów straż tu biegnie.
(Słychać huk toporów, łamiących drzwi szczęk mieczów, w mroku na wieży błyskają pochodnie i widać w huraganie zamieci śnieżnej głowę ściętą Nikefora).
BALANTES: Waregowie, przestańcie walczyć. Bazileus już nie żyje. Oto głowa Nikefora tam na wieży — ogląda ją całe Bizancjum. Witajmy prawdziwego Bazileusa: Jan Cymisches — Autokrator!!
J. CYMISCHES: Nie mogę patrzeć — demony szarpią