Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/246

Ta strona została przepisana.
B. TEOFANU: Wybacz mi. Wyratuj mi synów. Czy rozumiesz, czem byłoby zostawić ich tu, w tym powietrzu, gdzie wszystko jest kłamstwem.
ŚW. ATANAZY: Mówiłem do Ciebie łagodnie, pókim widział złamaną trzcinę pod nogą Boga —
lecz Ty ośmielasz się sądzić Jego świat?
I teraz jak hyjena, mając grzeszny instynkt macierzyństwa, oblężona przez myśliwych w barłogu — wynosisz swe małe w zębach?
Ty, nieszczęśliwsza od hyjeny, nie mogąc wynieść — zostaniesz przy małych swych, które tu będą uwiązane na krótkim łańcuchu wiar.
B. TEOFANU: Byłeś sam żeglarzem — ja chcę Morza. Nie pójdę bez mych pacholąt — uklękam przed Twym brudnym cuchnącym habitem Pokutującego —
daj mi synów mych —
ŚW. ATANAZY: To, co zrodziłaś inter urinam et feces — miłujesz! a Boga Kosmokratora, który dla Ciebie trzy dni przeleżał w żywocie ziemi — Ty odrzucasz?
B. TEOFANU: Nie mówię teraz o kanonach wiary — mówię, iż czeka mię okręt mój, a za chwilę będzie zapóźno.
ŚW. ATANAZY: Włóczyć się chcesz, opętana marzeniami — a oto Pan mówi Ci: posyp głowę popiołem i zostań.
(Do mnichów)
Włóżcie jej habit klasztorny, obetnijcie jej włosy.
Twoich synów wychowam nie na pogańskich mędrców fantastów, lecz na cichych, pozbawionych mądrości gwoli Chrystusa, dobrych pasterzy, na najwierniejszych sług Soboru Nicejskiego.