Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/100

Ta strona została przepisana.

Policja zjechała do wsi. Krótkie śledztwo. Wszystkie poszlaki przeciwko mnie.
Ani jednej wątpliwości w niczyim umyśle.
Hrabia oskarżał z zaciekłym uporem, mówiąc, iż jego córkę kochałem zazdrośnie i z widoczną lubieżnością, skoro na krzyżu nawet wypisywałem jej Maj...
To ostatnie wytłumaczyłem przez: Nigdy.
Uznano to za groźbę śmierci.
Skazany byłem na katorgę.
Pozostawało zdjąć święcenia.

Trzech biskupów w katedrze Żytomierskiej.
Jarzyły gromnice, okna zakryto żałobnemi zasłonami.
Zebrali się wszyscy moi parafjanie.
Biskup złamał gromnicę nade mną.
Potym wymówiono rytuał straszliwy, tak zwane depositio et degradatio.
Jednocześnie wycierano mi aż do krwi znaki święceń z czoła i z rąk.
W tym celu tarto mi ręce i czoło cegłami.
Musiałem być śmiertelnie blady — zdaje się — drżałem.
Jest w nas coś odwiecznego, co nie może znieść hańby.
Straszno mi było też za ten lud płaczący głośno, w którym załamała się wiara — w Świętość.
Naprzeciw ołtarza w pierwszym rzędzie ławek siedział ponury hrabia N. ze swą córką.
Zauważyłem ich, lecz byli mi nieskończenie obojętni.
A zauważywszy to, cicho w myślach zmówiłem za nich Modlitwę Pańską.

Wyszedłem wśród gromady katorżników z więzienia gubernjalnego.