Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/104

Ta strona została przepisana.

— Doniósł Albin, że Mira podmówiła go, aby do mnie strzelał — ciągnął Hrabia.
Przypuściwszy, że tak, czyżby Mira nie mogła zgładzić zręczniej, np. wstrzykując mi kurarę, kiedy jestem w najwyższym podnieceniu, i kiedy byłoby tak pięknie patrzeć, jak w moich oczach wyraża się infernalne cierpienie, a ręka nie może poruszyć nawet palcem — i żaden muskuł nie drgnie na stężałej twarzy?!
Czy nie zechce ksiądz zobaczyć właściwej petitentki?
Mira jest w sali na dole.
Mira i teraz w towarzystwie, bo jako za pierwszą pięknością stolicy, ubiegają się o jej względy najświetniejsi arystokraci.
Jakże ksiądz teraz jest usposobiony względem nas? —
Mówiąc to, hrabia poklepał po głowie olbrzymiego mastifa, który przypomniał mi swych przodków w Oratowie.
Zdumiała mnie bezczelność zbrodniarza.
Wyjąłem rewolwer i, mierząc w głowę jego psa, rzekłem krótko:
— Tu psów takich się nie wprowadza. —
Wtym z ręki mu wypadła maleńka szprycka. Podjąłem ją błyskawicznie i nakłułem psa. Biedny pacjent po chwili stężał... tak, była to niewątpliwie jedna z najstraszniejszych trucizn.
Hrabia zmienił ton i, wychodząc, zaczął płakać, że ma życie złamane. — Vous comprenez, j‘ai la vie brisée...
Dureń tylkoby jej nie chciał, prawda, księże? — rzekł, patrząc mi z rubasznym cynizmem w twarz.
— Dążył pan do zguby swego sumienia — odrzekłem obojętnie, rozchylając drzwi i każąc służbie zanieść nieżywego psa hrabiemu do powozu.