Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/106

Ta strona została przepisana.

rzekłem — łatwo można było zbadać, kto mieszkał przed laty w pałacu...
Wezwano już służbę na śledztwo.
— Wyjadę natychmiast, nie znajdą mnie.
— Może byłoby najlepiej, żebyś pani wyznała swą winę?
— Jaką?
— Żeś zgładziła dziecko, twej opiece powierzone! —
Zalała się łzami i zaczęła swą opowieść.
— Było tak — przed 9 laty wszedł do mnie wysoki, piękny, niestary jeszcze mężczyzna.
Ofiarował mi 2000 rubli za pomoc dla rodzącej, ale pod warunkiem, że pozwolę sobie oczy zawiązać i przewieźć się, nie wiedząc dokąd.
Wahałam się, ale niedługo.
Ponieważ nie miałam praktyki, wysoka suma znęciła, bo wyprowadzała mię z nędzy.
Kareta powiozła nas, tak zakręcając i lawirując, że nie mogłam zupełnie zorjentować się, dokąd jedziemy — tym bardziej, że gruby szal był na mych oczach.
Zdjął mi go z pod woalki pan dopiero w komnacie sypialnej, gdzie leżała nadzwyczajnej piękności młoda osoba.
Pomoc była już nieodzowna.
Dziecko wzięłam i zaniosłam do drugiego pokoju.
Tam obmywszy, otuliłam w powłoczki, jak należało.
Wróciłam do chorej.
Była zadumana. Kazała mi nie wychodzić od siebie i zapuścić ciężką kotarę od drzwi, gdzie spało niemowlę.
Wycieńczona trudnym porodem nie mogła przemóc senności.