Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/108

Ta strona została przepisana.

Odtąd go nie widziałam.
I może nawet zapomniałabym o tym wstrętnym zdarzeniu, bo czego nie widziałam już przez tyle lat... ale niezależnie od mej woli zemdlałam, znalazszy się niespodzianie w tymsamym ciemnym pokoju wobec rodzącej na tymże łożu... i przy takiej samej kotarze...
Odtąd już będę milczeć do grobu, przysięgam. —

Wyszedłem. Szarpały mię rozpacz — i mam li to wyznać — duma, iż duszę Miry zgubiłem: Ja — Ahryman, zawarty w księdzu.
Wszakże Mira inaczej obeszłaby się z dzieckiem, któreby kochała!
Mając złe przeczucia, chciałem zaproponować Mirze, aby uciekła za granicę z mym paszportem i w mej sutannie.
Pojechałem do pałacu hrabianki, by ją ratować — i kto wie? może jeszcze miłując!
Zatrzymali mię detektywi i z trudem zdołałem się uwolnić, wykazawszy, iż jestem naprawdę księdzem, którego sprawa była rozgłośna.
Zresztą nie było już mieszkańców pałacu.
Okutych w kajdany, odzianych w aresztanckie bałachony wywieźli prosto na dworzec kolei.
Monarcha był niesłychanie oburzony zwyrodnieniem ludzi tak kulturalnych...
Detektyw, widząc moje najgłębsze udręczenie, nachylił się życzliwie i rzekł mi:
— Za godzinę pociąg ich odwiezie, jeszcze ksiądz zdąży ich pożegnać... może jacy krewni... ja w to nie wchodzę... taka śliczna krasawica! Ikona! —
Wyszedłem, nie mając żadnej decyzji, ale gdym uprzytomnił, że jestem najwinniejszy w tym dramacie, że muszę pożegnać niewinnych, zawołałem pra-