Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/109

Ta strona została przepisana.

liotkę. Kłusak w kilka minut pędem szalonym podwiózł mię aż do dworca.
Tłum cisnął się przy wagonach.
Dzwonek uderzył.
Z poczekalni wyszli więźniowie, otoczeni żandarmami.
Mira poznała mię.
Spojrzała we mnie mrocznemi, jak mrok Syryjskiej nocy, gwiazdami —
długo, głęboko.
I westchnęła.
Wtedy, ach — w nagłej błyskawicy zrozumiałem, ze miłość jej miała prawo wymagać ode mnie miłości Ahrymana, każąc mi nocy owej w sadzie nad rzeką w księżycu — abym ją wywiózł na koniec świata...
Uczułem się winny już i wobec siebie — i nie wznosiłem oczu.
Pociąg ruszył.
Wtedy przeżegnałem ją krzyżem.
Ona wzdrygnęła się — krzyknęła „mai“ — i pogroziła mi pięścią.
Przez czas dłuższy nie widziałem Miry.
Nie skończyło się wszystko na tym... tu jednak wrota mej spowiedzi — zamknę.
Przywrócono mi święcenia. Wyjechałem za granicę na studja — zostałem badaczem religji.
Znałem osobiście i Renana i okultystów. Niema już teraz mowy o wierze z kopalń katorżnych...
A jednak... religja ma była najgłębsza, święcenia me najrzetelniejsze —
wtedy, gdy wokół mroczniała pustynia — a na niej ja, człowiek cierpiący, znieważony w swej głębokiej, jak piekło, Miłości.