Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/110

Ta strona została przepisana.

Nade mną unosił się, jeśli wierzycie jeszcze w to słowo:
Bóg.
Który jest niczym innym, jak błyskawicowym Sensem otchłani życia, staczających się w pozorny Absurd.

— Tak, to istotna brama Wzniosłości — zaczął Piotr.
Tylokrotne zwycięstwo nad zmysłowością, nieco śmieszne z punktu widzenia radości życia i nazbyt zimne, jak lodowce And wobec żaru tropikalnych dolin kobiecego serca... Ale nie będąc w tej dziedzinie znawcą, milczę i podziwiam. Lecz jedna rzecz mię oburza. Jak można było pozwolić hrabiemu tak długo żyć i prosperować? niczemu bardziej nie jestem przeciwny, niż owej sławetnej etyce „niesprzeciwiania się złemu“.
Księże szanowny, jeśli nie znasz bramy żelaznej — jeśli nie byłeś nigdy wykonawcą sprawiedliwości — nie masz wielkiego sumienia.
Czyżby nad duszą polską rozwinął się już trujący sofizmat romansu Dostojewskiego Bracia Karamazowy? Aliosza Karamazow rozpieszcza djabła Smerdiakowa, zamiast go zgnieść — w osobie własnego ojca! Brat Iwan stał się Inkwizytorem Jehowy! Dla czegóż to, księże, uznałeś siebie za gorszego jeszcze, niż był ów Niezgnojowicz?
Który z polskich myślicieli zgodziłby się na taki bezsens wyznania, że w sobie ma nietylko prometeizm, heroiczny pęd dawnego Arja, który w imię Boga swego stał lat dziesięć w lesie, trzymając węgiel w ręce — wśród nocy mroźnych zimowych, wśród dni upalnych znojącego lata. Ale że ten moralista w znaczeniu wyższym — moralista jako twórca wartości moralnych — jest zarazem chorym psychicznie