Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/114

Ta strona została przepisana.

Widzę jakby śnieżne wierzchołki gór, niezwiązane między sobą niczym prócz morza mroku, z którego zdają się wyrastać.
Opowiem z monotonją i prostotą chorego dziecka, które chciałoby zasnąć, a lęka się tych strasznych widziadeł w zamurowanej głęboko piwnicy.
Pamiętam się w sypialnym wagonie pędzącego pociągu — lecz cel mej podróży tak się zatarł w umyśle, jakobym go nie znał nigdy.
W mdłym oświetleniu nocnych lamp spoglądałem na wchodzących do wagonu.
Weszła moja ukochana, nie poznawszy mnie, gdyż byłem zatulony w płaszcz.
Usiadła. Patrzyła w ciemne szyby wagonu. Byliśmy sami.
Ja nie zdradzałem swej obecności. Starałem się boleść duszy przemóc, myśląc o dziele zbawienia ludzkości.
Ludzi kocham miłością gwałtowną — chcę — aby osiągnęli to, na czym ja osunąłem się i z zawrotną szybkością staczam w dół. I wdzięczny jestem tej konieczności, która, gniotąc marzenia moje, uczyniła mnie kapłanem Nadświadomego.
Ciemną, tragiczną rolę w życiu moim odegrał pewien człowiek, z którym nieostrożnie zawarłem sojusz braterstwa, żłobiąc mu tunel w podziemne tajniki ducha — i który przez to począł wywierać wpływ demoniczny, uwodząc łatwowierną miłość — —
Pozwólcie, abym tej zasłony nie odchylał, rozwodząc się nad sadyzmem w mistyce, a co nazwaćby można kąpielą ciepłą w krwi aniołów.
Ten opętał ubóstwianą przeze mnie kobietę, do której nie śmiałem się zbliżyć, jak do niedosiężnych gwiazd. Magnetyzując, zasypał lodozwałem, zniepra-