Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/115

Ta strona została przepisana.

wił w pysze i nicości przeczystą niegdyś, wspaniałą duszę jej.
W snach ciemnych, gorączkowych, błąkałem się niby wilkołak po moich myśli borze, który szumiał uroczystą sonatą wieczornych modlitw — widząc przez zawieruchą oświetlone okna i tęskną, zapatrzoną ku mnie postać.
I oto widziałem się wśród nizkich i nieznanych sobie komnat — gdzie z poza okien czerniały gąszcze prawiecznych lip; wyłożone dywanami podłogi, a ściany w makatach, okrwawionych ogniem tlącego się kominka.
Meble staroświeckie w stylu cesarstwa, portrety kasztelanów i babek w robronach.
Stałem długo, zapatrzony w młodą prześliczną damę w białej sukni z niebieską szarfą. Jej złowieszcze oczy przerażały mnie — świecąc jakby dwie groty piekieł... Wspomniałem, że ukochana moja miała w swym rodzie prababkę, która po lasach z pewnym duchownym męczyła schwytane wiejskie dziewczęta.
Na zegarze bronzowym biła godzina wpół do drugiej — i dźwięk ten ocucił mnie — — — — — — ujrzałem rękę moją, która cięła szyję człowieka śpiącego.
Głowa potoczyła się na ramiona, a z otwartych żył trysnęła krew.
W ściśniętej pięści trzymałem mój szeroki hiszpański nóż — na którym oglądać możecie napis: Alvaro Garcia Albacete.
Potęga nienawiści mojej przemogła widać przestrzeń, nieświadomie kierowała ręką mą — i ja mordowałem kogoś daleko będącego — tu — — w półmroku pędzącego pociągu. Nie widziałem jego twa-